Wywiad z Aleksandrą Przeździecką-Kujałowicz, autorką bloga Koralowa Mama, #czarujacamama którą zaprosiłyśmy do rozmowy. Zapraszamy!

 

HELPA: Jesteś zapaloną muzealniczką, współautorką przewodnika dla dzieci po Muzeum Pałacu w Wilanowie. Powiedz nam jak sztuka wpływa na rozwój dzieci? Kiedy warto zabrać dziecko pierwszy raz do muzeum?

Koralowa Mama: Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz zabrałam swoje dzieci do muzeum! To było bardzo dawno temu, bo pamiętam karmienie piersią na krzesełku pani pilnującej ekspozycję. Jestem przekonana, że z chodzeniem do muzeum jest jak z innymi tego rodzaju aktywnościami: dzieci powinno się jak najwcześniej wprowadzać w świat, socjalizować. Dzięki temu uczą się zasad współżycia społecznego, dowiadują się jak się zachowywać w różnych miejscach. Tak, jak w restauracji wyjaśniam dzieciom, że bieganie jest niebezpieczne, bo kelnerzy chodzą z jedzeniem, tak w muzeum tłumaczę, dlaczego nie można dotykać obrazów. A w muzeach dodatkowo dzieci mają kontakt ze sztuką, którą odbierają w fantastyczny sposób. Dzieci zwracają uwagę na rzeczy, na które my nie patrzymy, mają bardzo fajne obserwacje. Czasem tylko trzeba im pomóc zadając pytania „jak myślisz, czy kolory na tym obrazie są wesołe, czy smutne?”. Kontakt ze sztuką rozwija wyobraźnię i wierzę, że daje też odwagę – dzieła sztuki są tak różnorodne, pokazują na jak wiele sposobów można wyrażać siebie. Nie ma jednego, dobrego sposobu na rysowanie drzewa – w muzeach są tysiące różnych drzew! No i bardzo ważne jest to, że dzieciaki obcując ze sztuką poznają symbole i znaki, które nas otaczają. To potem zaprocentuje.

 

 

A wracając do samych wizyt w muzeach, to wiem, że nie warto upierać się na to, żeby zobaczyć wszystko. Z dziećmi lepiej wybrać jedną salę albo galerię i tam spędzić czas. Niech te wizyty nie będą zbyt długie, żeby dzieci nie znudzić i nie zniechęcić. Ja mam taki sposób, że po obejrzeniu całej sali zadaje dzieciom pytania „co wam się tu najbardziej podoba? Dlaczego?”. Zawsze podoba im się coś innego i to jest moment na chwilę rozmowy. Wiem, że dla wielu dorosłych wizyta w muzeum może być stresująca – czy dzieci można zainteresować malarstwem abstrakcyjnym albo wazami greckimi? I w ogóle czy to ma sens? Moim zdaniem warto zrobić z tego ćwiczenie na wyobraźnię i potraktować wybrane dzieło jako zagadkę. Z czym kojarzą się barwy? Dlaczego ten obraz ma taki tytuł i czy można mu wymyślić inny? Czy artysta mógł być zdenerwowany malując? A może wesoły? Do czego ten przedmiot mógł służyć? To są bardzo proste pytania, które mają sprawić, że zatrzymamy się na chwilę przy obiekcie, a nie tylko omieciemy go wzrokiem.

 

Wiele muzeów wydaje teraz broszurki dla dzieci, które bardzo fajnie pomagają w zwiedzaniu.

 

 

H: Jak wplatasz sztukę w codzienne życie?

K.M: Kiedy byłam mała, chciałam być malarką. Potem okazało się, że wolę sztukę odbierać, niż tworzyć. Nie mamy w domu dzieł sztuki, natomiast bardzo sobie cenię dobrze wydane książki dla dzieci, z dobrymi ilustracjami. To jest moim zdaniem świetny sposób na wprowadzenie dziecka w świat sztuki – ja wychowywałam się na ilustracjach Szancera, Uniechowskiego czy Fijałkowskiej. Lubię stare wydania bajek, ale też z przyjemnością oglądam dokonania młodych ilustratorów. Na rynku jest bardzo dużo książek dla dzieci, które mogą kształtować zmysł estetyczny u dzieci. I moim zdaniem warto właśnie takie książki kupować lub wypożyczać z biblioteki. Dzięki temu, wierzę, dzieci wyrosną na dorosłych, dla których estetyka będzie ważna, bo to się potem przekłada na codzienność. W Polsce mamy na przykład okropne szyldy, budynki pomalowane na jakieś absurdalne kolory, nie pasujące do okolicy. Mam nadzieję, że dzieci wychowywane w otoczeniu sztuki, dobrych projektów i starannego wzornictwa nie będą potem obojętne na brzydotę w otoczeniu.

 

H: Praca to twoja pasja – jak udaje ci się ją łączyć z prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci?

K.M.: Waśnie nie wiem, czy mi się udaje. Kiedy mam gorsze dni, to czuję, że nawalam na każdym froncie. Kiedy mam lepsze dni, to mówię sobie, że i tak robię swoje maksimum. Praca na cały etat jest męcząca, a potem wraca się do domu i wiadomo, sprawy domowe. Mam w domu dobry układ, bo dzielimy się z mężem obowiązkami i to jest nasza wspólna odpowiedzialność. W wielu rzeczach ten podział wyszedł nam naturalnie, na przykład mój mąż lubi gotować, a ja pilnuję, żeby nigdy nikomu nie zabrakło upranych skarpetek. Kiedy mam jakiś wyjazd służbowy, to nie mam poczucia, że zaniedbuję dzieci i dom. Wtedy dzieciaki mają po prostu intensywniejszy kontakt z tatą, a to jest zdecydowana korzyść. Nauczyłam się, że doba ma tylko 24 godziny, a ja nie mogę spać mniej niż 6, bo wtedy nikt nie ma ze mnie pożytku, ani pracodawca, ani rodzina.

H: Co powiedziałabyś matkom, które czują się zmęczone i przytłoczone codziennością?

K.M: Powiedziałabym coś, co jest absolutnym banałem, ale jednocześnie nie ma niczego mądrzejszego w tym temacie: odpuśćcie. Nie da się robić na 100% wszystkiego, bo nie jesteśmy robotami. Musimy dbać też o swoje zasoby – jak się da, to poprosić o pomoc w sprzątaniu, albo zostawić męża z dziećmi na weekend i pojechać do mamy na kanapę. Albo z koleżankami nad morze. Zmęczenie jest normalne, to sygnał, że czas na odpoczynek. Ale gdy to zmęczenie towarzyszy nam ciągle, to po prostu trzeba się zastanowić, gdzie można z czegoś zrezygnować, a gdzie delegować zadania.

 

Często się słyszy o kobietach, które nigdy nie chorowały, a potem 50, 60 lat i zawał, wylew. Nie chorowały, bo spinały się w sobie, żeby poradzić sobie z obowiązkami. To nie jest zdrowe i to napięcie i zmęczenie kumulują się. Zdrowy egoizm jest potrzebny. Ja też się tego cały czas uczę. Mam taki zwyczaj, że po powrocie z pracy mam swoje 15 minut leżenia na kanapie. Potrzebuję tego i mówię dzieciom, że mam kwadrans relaksu i proszę przez ten czas o spokój. Potem wstaję i ruszam do zadań, ale ta chwila jest bardzo cenna. Moje stopy, mój kręgosłup a przede wszystkim mój umysł pełen bodźców po dniu pracy bardzo tego potrzebują. Jak się okazuje – dzieci wytrzymują, a Ziemia kręci się spokojnie.

H: Dziękujemy bardzo za rozmowę!

 

Część zdjęć pochodzi z wpisów:

 

W Muzeum wszystko wolno

 

Pamiątkowy album rodzinnych wyjść

 

Koralowa Mama – #czarujacamama

www.koralowamama.pl